Przejdź do głównej zawartości

Dlaczego czytac

 słuchając doznawał takich uczuć, jakby go przewracano na łożu wybitym sztyleta- mi i jeszcze - podkładano ogień.

Mentezufis chciał podnieść się, namiestnik zatrzymał go.

-    Jeszcze słowo - mówił łagodnie. - Jeżeli Egipt jest tak słabym, że nie wolno nawet wspomnieć o asyryjskich daninach...

Zadyszał się.

-  Jeżeli jest tak nędznym - ciągnął - to jakaż pewność, że nas nie napadną Asyryjczycy?

Wpisy

Strony

Wpisy

Strony

Wpisy

Strony

Wpisy

Strony

Wpisy

Strony

Wpisy

Strony

Wpisy

Strony

Wpisy

Strony

Wpisy

 

Strony

Wpisy

 

Strony

Wpisy

Strony

Wpisy

Strony

-  Od tego można zabezpieczyć się traktatami - odparł kapłan. Następca machnął ręką.

-   Nie ma traktatów dla słabych! - rzekł - nie zasłonią granic srebrne tablice zapisane ugo- dami, jeżeli za nimi nie staną włócznie i miecze.

-  A któż waszej dostojności powiedział, że u nas nie staną?

-   Ty sam. Sto dwadzieścia tysięcy ludzi muszą ustąpić przed trzystoma tysiącami. No, a gdyby Asyryjczycy raz do nas weszli, z Egiptu zostałaby pustynia...

Mentezufisowi zapłonęły oczy.

-  Gdyby weszli do nas - zawołał - kości ich nigdy nie zobaczyłyby swej ziemi!... Uzbroili- byśmy całą szlachtę, pułki robotnicze, nawet przestępców z kopalń... Wydobylibyśmy skarby ze wszystkich świątyń... I spotkałaby się Asyria z pięciomaset tysiącami egipskich wojowni- ków...

Ramzes był zachwycony tym wybuchem patriotyzmu kapłana. Schwycił go za rękę i rzekł:

-  Więc jeżeli możemy mieć taką armię, dlaczego nie napadamy na Babilon?... Czyliż wiel- ki wojownik Nitager nie błaga nas o to od kilku lat?... Czyliż jego świątobliwość nie niepokoi się wrzeniem Asyrii?... Gdy im pozwolimy zebrać siły, walka będzie trudniejsza, ale gdy roz- poczniemy sami...

Kapłan przerwał mu.

-   Czy ty wiesz, książę - mówił - co to jest wojna, i to jeszcze taka wojna, do której trzeba iść przez pustynią?

Kto zaręczy, że nim dotarlibyśmy do Eufratu, połowa naszej armii tragarzy nie wyginęłaby z trudów?

-  Wyrównalibyśmy to jedną bitwą - wtrącił Ramzes.

-  Bitwa!... - powtórzył kapłan. - A czy wiesz, książę, co to jest bitwa?...

-  Spodziewam się! - odparł dumnie następca uderzając w miecz. Mentezufs wzruszył ramionami.

-   A ja mówię ci, panie, że ty nie wiesz, co to jest bitwa. Owszem, masz nawet o niej cał- kiem fałszywe pojęcie z manewrów, na których zawsze bywałeś zwycięzcą, choć nieraz po- winieneś być zwyciężonym...

Książę spochmurniał. Kapłan wsunął rękę za swoją szatę i nagle spytał:

-  Zgadnij, wasza dostojność, co trzymam?

-  Co?... - powtórzył ździwiony książę.

-  Zgadnij prędko i dobrze - nalegał kapłan - bo jeżeli omylisz się, zginą dwa twoje pułki...

-  Trzymasz pierścień - odparł rozweselony następca. Mentezufis otworzył rękę: był w niej kawałek papirusa.

-  A teraz co mam?... - spytał znowu kapłan.

-  Pierścień.


- Otóż nie pierścień, tylko amulet boskiej Hator - rzekł kapłan. - Widzisz, panie - mówił dalej - to jest bitwa. W czasie bitwy los co chwila wyciąga do nas rękę i każe jak najśpieszniej odgadywać zamknięte w niej niespodzianki. Mylimy się lub zgadujemy, ale biada temu, kto częściej omylił się, aniżeli odgadł... A stokroć biada tym, przeciw komu los odwraca się i zmusza do omyłek !...

-   A jednak ja wierzę, ja czuję tu... - zawołał następca bijąc się w piersi - że Asyria musi być zdeptana!

- Oby przez usta twoje przemawiał bóg Amon - rzekł kapłan. - I tak jest - dodał - Asyria będzie poniżona, może nawet twoimi rękoma, panie, ale nie zaraz... nie zaraz!...

Mentezufis pożegnał go, książę został sam. W jego sercu i głowie huczało.

„A więc miał słuszność Hiram, że oni nas oszukują - myślał Ramzes. - Teraz i ja już je- stem pewny, że nasi kapłani zawarli z chaldejskimi jakąś umowę, którą jego świątobliwość będzie musiał zatwierdzić. Będzie musiał!... czy słyszano o podobnej potworności?... On, pan żyjącego i zachodniego świata, on musi podpisywać umowy wymyślone przez intrygantów!..

Tchu mu brakło.

„Swoją drogą święty Mentezufis zdradził się. Więc to tak jest, że w razie potrzeby Egipt może wystawić półmilionową armię?... Nawet nie marzyłem o podobnej sile!... I oni myślą, że ja będę lękał się ich bajek o losie, który nam każe rozwiązywać zagadki. Niechbym miał tylko dwieście tysięcy wojska wymusztrowanego jak nasze greckie i libijskie pułki, a podej- mę się rozwiązać wszystkie zagadki na ziemi i niebie.”

Zaś czcigodny prorok Mentezufis wracając do swej celi mówił w sobie:

„Zapalona to głowa, kobieciarz, awanturnik, ale potężny charakter. Po słabym dzisiejszym faraonie bodajże ten przypomni nam czasy Ramzesa Wielkiego. Za dziesięć lat złe gwiazdy odmienią się, on dojrzeje i skruszy Asyrią. Z Niniwy zostaną gruzy, święty Babilon odzyska należne dostojeństwo a jeden najwyższy Bóg, Bóg egipskich i chaldejskich proroków, zapa- nuje od Pustyni Libijskiej aż het do najświętszej rzeki Gangesu...

Byle tylko nasz młodzik nie ośmieszył się nocnymi wędrówkami do kapłanki fenickiej!... Gdyby go zobaczono w ogrodzie Astoreth, lud mógłby myśleć, że następca tronu nakłania uszu do fenickiej wiary... A Dolnemu Egiptowi już niewiele potrzeba, aby wyprzeć się sta- rych bogów... Cóż to za mięszanina narodów!.. „

W kiłka dni później dostojny Sargon urzędownie zawiadomił księcia o swej roli asyryj- skiego posła, oświadczył chęć powitania następcy tronu i prosił o orszak egipski, który by go odprowadził ze wszelkim bezpieczeństwem i honorami do stóp jego świątobliwości faraona.

Książę zatrzymał się z odpowiedzią dwa dni i wyznaczył Sargonowi posłuchanie znowu po upływie dwu dni. Asyryjczyk, przywykły do wschodniej powolności w podróżach i intere- sach, wcale się tym nie martwił i nie marnował czasu. Pił od rana do wiećzora, grał w kości z Hiramem i innymi azjatyckimi bogaczami, a w chwilach wolnych, podobnie jak Ramzes, wymykał się do Kamy.

Tam, jako człowiek starszy i praktyczny, za każdą wizytą ofiarowywał kapłance bogate podarunki. Swoje zaś uczucia dla niej wyrażał w ten sposób:

-   Co ty, Kama, siedzisz w Pi-Bast i chudniesz? Dopókiś młoda, bawi cię służba przy ołta- rzach bogini Astoreth; ale gdy się zestarzejesz, nędzna czeka cię dola. Obedrą z ciebie kosz- towne szaty, na twoje miejsce przyjmą młodszą, a ty musisz zarabiać na garstkę prażonego jęczmienia wróżbami lub dozorowaniem położnic.

-   Ja - ciągnął Sargon - gdyby bogowie za karę stworzyli mnie kobietą, wolałbym sam być położnicą aniżeli pielęgnować takowe.

-   Dlatego mówię ci, jak człowiek mądry, rzuć świątynię i przystań do mego haremu. Dam za ciebie dziesięć talentów złotem, czterdzieści krów i sto mierzyc pszenicy. Kapłani z po- czątku będą obawiali się kary bogów, ażeby więcej wyłudzić ode mnie. Ale że ja nie postąpię


już ani drachmy, co najwyżej dorzucę kilka owieczek, więc odprawią uroczyste nabożeństwo i zaraz objawi się im niebieska Astoreth, która zwolni cię od ślubów, bylem jeszcze dorzucił złoty łańcuch albo puchar.

Kama słuchając tych poglądów gryzła wargi ze śmiechu, a on ciągnął:

-   Gdy zaś pojedziesz ze mną do Niniwy, zostaniesz wielką panią. Dam ci pałac, konie, lektykę, służebne i niewolników. Przez jeden miesiąc więcej wylejesz na siebie wonności, aniżeli tu przez cały rok ofiarujecie ich bogini.

A kto wie - kończył - może spodobasz się królowi Assarowi i on zechce cię wziąć do ha- remu? W takim razie i ty byłabyś szczęśliwsza, i ja odzyskałbym to, co wydam na ciebie.

W dniu wyznaczonym na posłuchanie dla Sargona pod pałacem następcy tronu stanęły wojska egipskie i tłum ludu chciwego widowisk.

Około południa, w czasie największego skwaru, ukazał się orszak asyryjski. Przodem szli uzbrojeni w miecze i kije policjanci, za nimi kilku nagich szybkobiegaczy i trzej konni. Byli to - trębacze i woźny. Na rogu każdej ulicy trębacze wygrywali sygnał, a po nich odzywał się wielkim głosem woźny:

-  Oto zbliża się poseł i pełnomocnik potężnego króla Assara, Sargon, powinowaty królew- ski, pan wielkich włości, zwycięzca w bitwach, rządca prowincji. Ludu, oddaj mu hołd należ- ny, jako przyjacielowi jego świątobliwości władcy Egiptu!..

Za trębaczami jechało kilkunastu kawalerzystów asyryjskich w śpiczastych czapkach, w kurtkach i obcisłych spodniach. Ich kudłate a wytrwałe konie na łbach i piersiach miały mo- siężne zbroje w rybią łuskę.

Później szła piechota w kaskach i długich płaszczach do ziemi. Jeden oddziałek zbrojny był w ciężkie maczugi, następny w łuki, trzeci we włócznie i tarcze. Prócz tego każdy miał miecz i zbroję.

Za żołnierstwem szły konie, wozy i lektyki Sargona otoczone służbą w szatach białych, czerwonych, zielonych... Potem ukazało się pięć słoni z lektykami na grzbietach: na jednym jechał Sargon, na drugim chaldejski kapłan Istubar.

Pochód zamykali znowu piesi i konni żołnierze i przeraźliwa muzyka asyryjska, złożona z trąb, bębnów, blach i piskliwych fletów.

Książę Ramzes w otoczeniu kapłanów, oficerów i szlachty, odzianej barwnie i bogato, czekał na posła w wielkiej sali audiencjonalnej, która była ze wszystkich stron otwarta. Na- stępca był wesół wiedząc, że Asyryjczycy niosą z sobą podarunki, które w oczach egipskiego ludu mogą uchodzić za wypłatę daniny. Ale gdy na dziedzińcu usłyszał ogromny głos woźne- go wychwalający potęgę Sargona, książę spochmurniał. Gdy zaś doleciało go zdanie, że król Assar jest przyjacielem faraona, rozgniewał się. Nozdrza rozszerzyły mu się jak rozdrażnio- nemu bykowi, a w oczach zapłonęły iskry. Widząc to oficerowie i szlachta zaczęli robić groź- ne miny i poprawiać miecze. Święty Mentezufis spostrzegł ich nieukontentowanie i zawołał:

-   W imieniu jego świątobliwości rozkazuję szlachcie i oficerom, aby dostojnego Sargona przyjęli z szacunkiem, jaki należy się posłowi wielkiego króla!...

Następca tronu zmarszczył brwi i począł niecierpliwie chodzić po estradzie, na której stał jego namiestnikowski fotel. Ale karni oficerowie i szlachta uciszyli się wiedząc, że z Mente- zufisem, pomocnikiem ministra wojny, nie ma żartów.

Tymczasem na dziedzińcu ogromni, ciężko odziani żołnierze asyryjscy stanęli trzema sze- regami naprzeciw półnagich i zwinnych żołnierzy egipskich. Obie strony patrzyły na siebie jak stado tygrysów na stado nosorożców. W sercu tych i tamtych tliła się starodawna niena- wiść. Ale nad nienawiścią górowała komenda. W tej chwili wtoczyły się słonie, wrzasnęły trąby egipskie i asyryjskie, oba wojska w górę podniosły broń, lud upadł na twarz, a dygnita- rze asyryjscy, Sargon i Istubar, zstąpili z lektyk na ziemię.

W sali książę Ramzes zasiadł na wzniesionym fotelu pod baldachimem, a u wejścia ukazał się woźny.


-   Najdostojniejszy panie! - zwrócił się do następcy. - Poseł i pełnomocnik wielkiego króla Assara, znakomity Sargon i jego towarzysz, pobożny prorok Istubar, pragną powitać ciebie i złożyć cześć tobie, namiestnikowi i następcy faraona, który oby żył wiecznie!...

-   Poproś tych dostojników, ażeby weszli i ucieszyli serce moje swym widokiem - odparł książę.

Ze szczękiem i brzękiem wszedł do sali Sargon, w długiej zielonej szacie, gęsto wyszytej złotem. Obok, w płaszczu śnieżnej białości, kroczył pobożny Istubar, a za nimi strojni pano- wie asyryjscy nieśli dary dla księcia.

Sargon zbliżył się do podwyższenia i rzekł w języku asyryjskim, co natychmiast tłomacz powtórzył w egipskim:

-   Ja, Sargon, wódz, satrapa i powinowaty najpotężniejszego króla Assara, przychodzę po- zdrowić cię, namiestniku najpotężniejszego faraona, i na znak wiecznej przyjaźni ofiarować ci dary...

Następca oparł dłonie na kolanach i siedział nieporuszony jak posągi jego królewskich przodków.

-  Tłomaczu - rzekł Sargon - czy źle powtórzyłeś księciu moje uprzejme powitanie? Mentezufs stojący obok wzniesienia pochylił się ku Ramzesowi.

-  Panie - szepnął - dostojny Sargon czeka na łaskawą odpowiedź...

-    Więc mu odpowiedz - wybuchnął książę - iż nie rozumiem, na mocy jakiego prawa przemawia do mnie niby równy mi dostojeństwem?...

Mentezufis zmięszał się, co jeszcze więcej rozgniewało księcia, któremu wargi zaczęły drżeć i znowu zapłonęły oczy. Ale Chaldejczyk Istubar, rozumiejąc po egipsku, rzekł prędko do Sargona:

-  Upadnijmy na twarze!....

-  Dlaczego ja mam padać na twarz? - spytał oburzony Sargon.

-  Upadnij, jeżeli nie chcesz stracić łaski naszego króla, a może i głowy...

To powiedziawszy Istubar legł na posadzce jak długi, a obok niego Sargon.

-  Dlaczego ja mam leżeć na moim brzuchu przed tym chłystkiem? - mruczał oburzony.

-  Bo to namiestnik - odparł Istubar.

-  A ja nie byłem namiestnikiem pana mego?...

-  Ale on będzie królem, a ty nim nie będziesz.

-   O co spierają się posłowie najpotężniejszego króla Assara? - zapytał już udobruchany książę tłomacza.

-   O to, czy mają waszej dostojności pokazać dary przeznaczone dla faraona, czy tylko od- dać przesłane dla was - odparł zręczny tłomacz.

-  Owszem, chcę widzieć dary dla mego świątobliwego ojca - rzekł książę - i pozwalam po- słom wstać.

Sargon podniósł się, czerwony z gniewu czy zmęczenia, i usiadł podwinąwszy pod siebie nogi, na podłodze.

-   Nie wiedziałem - zawołał - że ja, krewny i pełnomocnik wielkiego Assara, będę musiał szatami moimi wycierać pył z posadzki egipskiego namiestnika! Mentezufis, który umiał po

asyryjsku, nie pytając Ramzesa, kazał natychmiast przynieść dwie ławki pokryte dywanami, na których wnet zasiedli: zadyszany Sargon i spokojny Istubar.

Wysapawszy się Sargon kazał podać wielki szklany puchar, stalowy miecz i przyprowa- dzić przed ganek dwa konie okryte złocistymi rzędami. A gdy spełniono jego rozkazy, pod- niósł się i z ukłonem rzekł do Ramzesa:

-  Pan mój, król Assar, przysyła ci, książę, parę cudnych koni, które oby nosiły cię tylko do zwycięstw. Przysyła kielich, z którego niech zawsze radość spływa ci do serca, i - miecz, ja- kiego nie znajdziesz poza zbrojownią najpotężniejszego władcy.


Wydobył z pochwy dość długi miecz błyszczący niby srebro i począł zginać go w ręku.

Miecz wygiął się jak łuk, a potem nagle wyprostował się.

-  Zaiste! cudna to broń... - rzekł Ramzes.

-   Jeżeli pozwolisz, namiestniku, okażę ci jeszcze inną jej zaletę - mówił Sargon, który, mogąc pochwalić się wyborną na owe czasy bronią asyryjską, zapomniał o gniewie.

Na jego żądanie jeden z egipskich oficerów wydobył swój miecz śpiżowy i trzymał go jak do ataku. Wtedy Sargon podniósł miecz stalowy, uderzył i odciął kawałek broni przeciwnika.

W sali rozległ się szmer zdziwienia, a na twarz Ramzesa wystąpiły silne rumieńce.

„Ten cudzoziemiec - myślał książę - odebrał mi byka w cyrku, chce ożenić się z Kamą i pokazuje mi broń, która kraje nasze miecze jak wióry!...”

I jeszcze gorszą poczuł nienawiść do króla Assara, do wszystkich Asyryjczyków w ogóle, a do Sargona w szczególności.

Mimo to usiłował panować nad sobą i z całą uprzejmością poprosił posła o pokazanie mu darów dla faraona. Wnet przyniesiono ogromne paki z wonnego drzewa, z których wyżsi urzędnicy asyryjscy wydobywali sztuki wzorzystych materii, puchary, dzbany, stalową broń, łuki z rogów koziorożca, złociste zbroje i puklerze wysadzane drogimi kamieniami.

Najwspanialszym jednak darem był model pałacu króla Assara, wyrobiony ze srebra i zło- ta. Wyglądał on jak cztery gmachy, coraz mniejsze, postawione jeden na drugim, z których każdy był otoczony gęsto kolumnami, a zamiast dachu posiadał taras. Każdego wejścia pil- nowały lwy albo skrzydlate byki z ludzkimi głowami. Po obu stronach schodów stały posągi lenników króla niosących dary, po obu stronach mostu były rzeźbione konie w najrozmait- szych postawach. Sargon odsunął jedną ścianę modelu i ukazały się bogate pokoje zapełnione bezcennymi sprzętami. Szczególny zaś podziw obudziła sala audiencjonalna, gdzie znajdo- wały się figurki przedstawiające króla na wysokim tronie tudzież jego dworzan, żołnierzy i lenników składających hołdy.

Cały model miał długość dwu ludzi, a wysokość prawie wzrostu człowieka. Egipcjanie szeptali, że ten jeden dar króla Assara wart był ze sto pięćdziesiąt talentów.

Kiedy wyniesiono paki, namiestnik zaprosił obu posłów i ich orszak na ucztę, podczas któ- rej goście byli sowicie obdarowani. Ramzes tak daleko posunął swoją uprzejmość, że gdy Sargonowi podobała się jedna z kobiet następcy, książę darował ją posłowi, rozumie się, za jej zgodą i przyzwoleniem jej matki.

Był więc grzeczny i hojny, ale czoła swego nie rozchmurzył. A gdy Tutmozis zapytał go: czy nie piękny pałac ma król Assar? - książę odpowiedział:

-  Piękniejszymi wydałyby mi się jego gruzy na zgliszczach Niniwy....

Asyryjczycy przy uczcie byli bardzo powściągliwi. Mimo obfitości wina pili mało i nie więcej wydawali okrzyków. Sargon ani razu nie wybuchnął hucznym śmiechem, jak to było w jego zwyczaju; przysłonił powiekami oczy, a w swym sercu głęboko rozmyślał.

Tylko dwaj kapłani, Chaldejczyk Istubar i Egipcjanin Mentezufis, byli spokojni jak ludzie, którym dana jest wiedza przyszłości i władza nad nią.


ROZDZIAŁ JEDENASTY

Po przyjęciu u namiestnika Sargon zatrzymał się jeszcze w Pi-Bast czekając na listy fara- ona z Memfisu, a jednocześnie między oficerami i szlachtą zaczęły na nowo krążyć dziwacz- ne pogłoski.

Fenicjanie opowiadali, pod największym, rozumie się, sekretem, że kapłani, nie wiadomo z jakiego powodu, nie tylko darowali Asyrii zaległe daniny, nie tylko uwolnili ją raz na zawsze od ich płacenia, ale nadto, ażeby ułatwić Asyryjczykom jakąś wojnę północną, zawarli z nimi traktat pokojowy na długie lata.

-   Faraon - mówili Fenicjanie - aż mocniej zachorował dowiedziawszy się o ustępstwach robionych barbarzyńcom. Książę Ramzes martwi się i chodzi smutny, lecz obaj muszą ulegać kapłanom, nie będąc pewni uczuć szlachty i wojska.

To najwięcej oburzało egipską arystokrację.

-  Jak to - szeptali między sobą zadłużeni magnaci - więc dynastia już nam nie ufa?... Więc kapłani uwzięli się, ażeby zhańbić i zrujnować Egipt?... Bo przecie jasne jest, że jeżeli Asyria ma wojnę gdzieś na dalekiej północy, to właśnie teraz trzeba ją napaść i zdobytymi łupami podźwignąć zubożały skarb królewski i arystokrację...

Ten i ów z młodych panów ośmielał się zapytywać następcy: co myśli o asyryjskich barba- rzyńcach? Książę milczał, ale błysk jego oczu i zacięte usta dostatecznie wyrażały uczucia.

-   Oczywiście - szeptali panowie w dalszym ciągu - że dynastia jest opętana przez kapła- nów, nie ufa szlachcie, Egiptowi zaś grożą wielkie nieszczęścia... Ciche gniewy prędko za- mieniły się w ciche narady mające nawet pozór spisku. Ale choć bardzo wiele osób brało w tym udział, pewny siebie czy zaślepiony stan kapłański nic o nich nie wiedział, a Sargon, choć przeczuwał nienawiść, nie przywiązywał do niej wagi.

Poznał on, że książę Ramzes jest mu niechętny, ale przypisywał to wypadkowi w cyrku, a więcej - zazdrości o Kamę. Ufny jednak w swoją poselską nietykalność, pił, ucztował i prawie co wieczór wymykał się do fenickiej kapłanki, która coraz łaskawiej przyjmowała jego zaloty i dary.

Taki był nastrój kół najwyższych, gdy pewnej nocy wpadł do mieszkania Ramzesa święty Mentezufs i oświadczył, że natychmiast musi zobaczyć się z księciem.

Dworzanie odpowiedzieli, że u księcia znajduje się jedna z jego kobiet, że więc nie śmią niepokoić swego pana. Lecz gdy Mentezufis coraz natarczywiej nalegał, wywołali następcę.

Książę po chwili ukazał się, nawet nierozgniewany.

-   Cóż to - zapytał kapłana - czy mamy wojnę, że wasza cześć trudzisz się do mnie o tak późnej porze?

Mentezufs pilnie przypatrzył się Ramzesowi i głęboko odetchnął.

-  Książę nie wychodziłeś cały wieczór? - zapytał.

-  Ani na krok.

-  Więc mogę dać na to kapłańskie przyrzeczenie? Następca zdziwił się.

-  Zdaje mi się - odparł dumnie - że twoje słowo już nie jest potrzebne, gdy ja dałem moje.

Cóż to znaczy?...

Wyszli do osobnego pokoju.

-  Czy wiesz, panie - mówił wzburzony kapłan - co zdarzyło się może przed godziną? Jego dostojność Sargona jacyś młodzieńcy napadli i obili kijami...

-  Jacy?... gdzie?...

-  Pod willą fenickiej kapłanki, nazwiskiem Kamy - ciągnął Mentezufis pilnie śledząc fizjo- gnomię następcy.


-   Odważne chłopaki! - odparł książę wzruszając ramionami. Napadać takiego siłacza!...

Przypuszczam, że musiała tam pęknąć niejedna kość.

-    Ale napadać posła... Uważ, dostojny panie, posła, którego osłania majestat Asyrii i Egiptu... - mówił kapłan.

-  Ho! ho!... roześmiał się książę. - Więc król Assar wysyła swoich posłów nawet do fenic- kich tancerek?...

Mentezufis stropił się. Nagle uderzył się w czoło i zawołał również ze śmiechem:

-  Patrz, książę, jaki ze mnie prostak, nieoswojony z politycznymi ceremoniami. Wszakże ja zapomniałem, że Sargon włóczący się po nocach około domu podejrzanej kobiety nie jest posłem, ale zwyczajnym człowiekiem!

Lecz po chwili dodał:

-  W każdym razie niedobrze się stało... Sargon może nabrać do nas niechęci...

-   Kapłanie!... Kapłanie!... - zawołał książę kiwając głową. - Ty zapominasz daleko waż- niejszej rzeczy, iż Egipt nie potrzebuje ani lękać się; ani nawet dbać o dobre lub złe usposo- bienie dla niego nie tylko Sargona, ale nawet króla Assara... Mentezufis był tak zmięszany trafnością uwag królewskiego młodzieńca, że zamiast odpowiedzieć kłaniał się mrucząc:

-  Bogowie obdarzyli cię, książę, mądrością arcykapłanów... niechaj imię ich będzie błogo- sławione!... Już chciałem wydać rozkazy, aby poszukano i osądzono tych młodych awantur- ników, lecz teraz wolę zasięgnąć twojej rady, bo jesteś mędrcem nad mędrce.

Powiedz zatem, panie, co mamy począć z Sargonem i tymi zuchwalcami?...

-   Przede wszystkim zaczekać do jutra - odparł następca. - Jako kapłan, wiesz najlepiej, że boski sen często przynosi dobre rady.

-  A jeżeli i do jutra nic nie obmyślę? - pytał Mentezufis.

-   W każdym razie ja odwiedzę Sargona i postaram się zatrzeć w jego pamięci ten drobny wypadek.

Kapłan pożegnał Ramzesa z oznakami czci. Zaś wracając do siebie myślał:

„Serce dam sobie wydrzeć z piersi, że do tego nie należał książę: ani sam bił, ani nama- wiał, a nawet nie wiedział o wypadku. Kto tak chłodno i trafnie sądzi sprawę, nie może być współwinnym. A w takim razie mogę zacząć śledztwo i jeżeli nie ułagodzimy kudłatego bar- barzyńcy, oddam zawadiaków pod sąd. Piękny traktat przyjaźni między dwoma państwami, który zaczyna się sponiewieraniem posła!...”

Nazajutrz wspaniały Sargon do południa leżał na wojłokowym posłaniu, co wreszcie zda- rzało mu się dosyć często, bo po każdej pijatyce. Obok niego, na niskiej sofie, siedział poboż- ny Istubar, z oczyma utkwionymi w sufit, szepcząc modlitwy.

-   Istubarze - westchnął dostojnik - czy jesteś pewny, że nikt z naszego dworu nie wie o moim nieszczęściu?

-  Któż może wiedzieć, jeżeli cię nikt nie widział?

-  Ale Egipcjanie!... -jęknął Sargon.

-   Z Egipcjan wie o tym Mentezufs i książę, no i ci szaleńcy, którzy zapewne długo będą pamiętali twoje pięści.

-  Może trochę, może!... Ale zdaje mi się, że był między nimi następca i ma nos rozbity, je- żeli nie złamany...

-  Następca ma cały nos i on tam nie był, zapewniam cię.

-  W takim razie - wzdychał Sargon - powinien książę kilku z nich wbić na pal. Przecieżem ja poseł!... ciało moje jest święte.

-  A ja mówię ci - radził Istubar - wyrzuć złość z serca twego i nawet nie skarż się. Bo gdy hultaje pójdą pod sąd, cały świat dowie się, że poseł najdostojniejszego króla Assara  wdaje się z Fenicjanami, a co gorsza, odwiedza ich samotny wśród nocy. Co zaś odpowiesz, gdy twój śmiertelny wróg, kanclerz Lik-Bagus, zapyta cię: „Sargonie, z jakimiż to widywałeś się Fenicjanami i o czym mówiłeś z nimi pod ich świątynią wśród nocy?...”


Sargon wzdychał, jeżeli można wzdychaniem nazwać odgłosy podobne do mruczenia lwa. Wtem wpadł jeden z oficerów asyryjskich. Uklęknął, uderzył czołem o podłogę i rzekł do

Sargona:

-   Światło źrenic pana naszego!... Przed gankiem pełno magnatów i dostojników egipskich, a na ich czele sam następca tronu... Chce tu wejść, widocznie z zamiarem złożenia ci hołdu...

Lecz nim Sargon zdążył wydać polecenie, we drzwiach komnaty ukazał się książę. Ode- pchnął olbrzymiego Asyryjczyka, który trzymał wartę, i szybko zbliżył się do wojłoków, kędy zmięszany poseł, szeroko otworzywszy oczy, nie wiedział, co robić ze sobą: uciec nago do innej izby czy schować się pod pościel? Na progu stało kilku oficerów asyryjskich zdumio- nych wtargnięciem następcy wbrew wszelkiej etykiecie. Ale Istubar dał im znak i znikli za kotarą.

Książę był sam; zostawił świtę na dziedzińcu.

-   Bądź pozdrowiony - rzekł - pośle wielkiego króla i gościu faraona. Przyszedłem odwie- dzić cię i spytać: czy nie masz jakich potrzeb? Jeżeli zaś pozwoli ci czas i ochota, chcę, aże- byś w moim towarzystwie, na koniu ze stajni mego ojca, przejechał się po mieście, otoczony naszą świtą. Jak przystało na posła potężnego Assara, który oby żył wiecznie!

Sargon słuchał leżąc i nie rozumiejąc ani słowa. Gdy zaś Istubar przetłomaczył mu mowę księcia, poseł wpadł w taki zachwyt, że zaczął bić głową o wojłoki powtarzając wyrazy: „As- sar i Ramzes”.

Kiedy uspokoił się i przeprosił księcia za nędzny stan, w jakim go znalazł gość tak znako- mity i dostojny, dodał:

-   Nie miej za złe, o panie, że ziemny robak i podnóżek tronu, jakim ja jestem, w tak nie- zwykły sposób okazuje radość z twego przybycia. Ale ucieszyłem się podwójnie. Raz, że spadł na mnie nadziemski zaszczyt, po wtóre - żem myślał w moim głupim i nikczemnym sercu, iż to ty, panie, byłeś sprawcą mojej wczorajszej niedoli. Zdawało mi się, że między kijami, które spadły na moje plecy, czuję twój kij, zaprawdę tęgo bijący!...

Spokojny Istubar, wyraz po wyrazie, przetłomaczył to księciu. Na co następca z iście kró- lewską godnością odparł:

-  Omyliłeś się Sargonie. Gdyby nie to, żeś sam poznał swój błąd, kazałbym ci natychmiast wyliczyć pięćdziesiąt kijów, ażebyś zapamiętał że tacy jak ja nie napadają jednego człowieka gromadą ani po nocy.

Zanim światły Istubar dokończył tłomaczenia tej odpowiedzi, już Sargon przypełznął do księcia i objął jego nogi wołając:

-  Wielki pan!... wielki król!... Chwała Egiptowi, że posiada takiego władcę. A na to znowu książę:

-   Więcej powiem ci, Sargonie. Jeżeli zostałeś napadnięty wczoraj, zapewniam cię, że nie uczynił tego żaden z moich dworzan. Sądzę bowiem, że taki, jakim jesteś, mocarz musiał niejednemu rozbić czaszkę. Zaś moi bliscy są zdrowi.

-  Prawdę rzekł i mądrze powiedział! - szepnął Sargon do Istubara.

-   Lecz jakkolwiek - ciągnął książę - szpetny czyn stał się nie z mojej i mego dworu winy, jednak czuję się w obowiązku osłabić twój żal do miasta, w którym cię tak niegodnie przyję- to. Dlatego osobiście nawiedziłem twoją sypialnię, dlatego otwieram ci mój dom o każdej porze, ile razy zechcesz mnie odwiedzić. Dlatego... proszę cię, ażebyś przyjął ode mnie ten mały dar...

To mówiąc książę sięgnął za tunikę i wydobył łańcuch wysadzany rubinami i szafirami. Olbrzymi Sargon aż zapłakał, co wzruszyło księcia, lecz nie rozczuliło obojętności Istuba-

ra. Kapłan wiedział, że Sargon ma łzy, radość i gniew na każde zawołanie, jako poseł mądre- go króla.


Namiestnik posiedział jeszcze chwilę i pożegnał posła. Zaś wychodząc pomyślał, że jed- nak Asyryjczycy, pomimo barbarzyństwa, nie są złymi ludźmi, skoro umieją odczuć wspa- niałomyślność.

Sargon zaś był tak podniecony, że kazał natychmiast przynieść wina i pił, pił od południa aż do wieczora.

Dobrze po zachodzie słońca kapłan Istubar wyszedł na chwilę z komnaty Sargona i - nie- bawem wrócił, ale ukrytymi drzwiami. Za nim ukazali się dwaj ludzie w ciemnych płasz- czach. Gdy zaś odsunęli z twarzy kaptury, Sargon poznał w jednym arcykapłana Mefresa, w drugim proroka Mentezufisa.

-  Przynosimy ci, dostojny pełnomocniku, dobrą nowinę - rzekł Mefres.

-   Obym mógł wam udzielić podobnej! - zawołał Sargon. - Siadajcie, święci i dostojni mę- żowie. A choć mam zaczerwienione oczy, mówcie do mnie, jak gdybym był zupełnie trzeź- wy... Bo ja i po pijanemu mam rozum, może nawet lepszy... Prawda, Istubarze?...

-  Mówcie - poparł go Chaldejczyk.

-   Dziś - zabrał głos Mentezufis - otrzymałem list od najdostojniejszego ministra Herhora. Pisze nam, że jego świątobliwość faraon (oby żył wiecznie!) oczekuje na wasze poselstwo w swym cudownym pałacu pod Memfisem i że jego świątobliwość (oby żył wiecznie!) jest do- brze usposobiony do zawarcia z wami traktatu.

Sargon chwiał się na wojłokowych materacach, ale oczy miał prawie przytomne.

-   Pojadę - odparł - do jego świątobliwości faraona (oby żył wiecznie!), położę w imieniu pana mego pieczęć na traktacie, byle był spisany na cegłach, klinowym pismem... bo ja wa- szego nie rozumiem... Będę leżał choćby cały dzień na brzuchu przed jego świątobliwością (oby żył wiecznie!) i traktat podpiszę... Ale jak wy go tam wykonacie... Cha!... cha!... cha!... tego już nie wiem... - zakończył grubym śmiechem.

-   Jak śmiesz, sługo wielkiego Assara, wątpić o dobrej woli i wierze naszego władcy?... - zawołał Mentezufs.

Sargon nieco wytrzeźwiał.

-  Ja nie mówię o jego świątobliwości - odparł - ale o następcy tronu...

-   Jest to pełen mądrości młodzian, który bez wahania wykona wolę ojca i najwyższej rady kapłańskiej - rzekł Mefres.

-  Cha!... cha!... cha!... - zaśmiał się znowu pijany barbarzyńca. - Wasz książę... o bogowie, powykręcajcie mi stawy członków, jeżeli mówię nieprawdę, że chciałbym, ażeby Asyria miała takiego następcę...

Nasz asyryjski następca to mędrzec, to kapłan... On, zanim wybierze się na wojnę, zagląda naprzód w gwiazdy na niebie, później kurom pod ogony... Zaś wasz zobaczyłby: ile ma woj- ska? dowiedziałby się: gdzie obozuje nieprzyjaciel? i spadłby mu na kark jak orzeł na barana.

Oto wódz!... oto król!... On nie z tych, którzy słuchają rady kapłanów... On radzić się bę- dzie własnego miecza, a wy musicie spełniać jego rozkazy...

I dlatego, choć podpiszę z wami traktat, opowiem memu panu, że poza chorym królem i mądrymi kapłanami kryje się tu młody następca tronu, lew i byk w jednej osobie... który ma miody w ustach, a pioruny w sercu...

-   I powiesz nieprawdę - wtrącił Mentezufs. - Bo nasz książę, aczkolwiek popędliwy i tro- chę hulaka, jak zwyczajnie młody, umie jednak uszanować i radę mędrców, i najwyższe urzę- dy w kraju.

Sargon pokiwał głową.

-  Oj, wy mędrcy!... uczeni w piśmie!... znawcy gwiazdowych obrotów!... - mówił szydząc.

-  Ja prostak, zwyczajny sobie jenerał, który bez pieczęci nie zawsze umiałbym wyżłobić moje nazwisko... Wy mędrcy, ja prostak, ale na brodę mego króla, nie zamieniłbym się na waszą mądrość...


Bo wy jesteście ludźmi, dla których otworzył się świat cegieł i papirusów, ale zamknął się ten prawdziwy, na którym wszyscy żyjemy... Ja prostak! Ale ja mam psi węch. A jak pies z dala wyczuje niedźwiedzia, tak ja moim zaczerwienionym nosem poznam bohatera.

Wy będziecie radzić księ

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Rozdział

  ROZDZIAŁ DWUNASTY Po wizycie u Sargona dwaj święci mężowie, Mefres i Mentezufis, okrywszy się starannie burnusami wracali zamyśleni do domu. -    Kto wie - rzekł Mentezufis - czy ten pijak Sargon nie ma słuszności co do naszego na- stępcy?.. -   W takim razie Istubar będzie miał lepszą słuszność - twardo odpowiedział Mefres. -   Jednak nie uprzedzajmy się. Trzeba pierwej wybadać księcia - odparł Mentezufis. Wpisy Free GOG Game Sang Froid Free GOG Game Giveaway Jotun Free GOG Game Giveaway CAYNE Free GOG Game Flight of the Amazon Queen Free GOG Game Ultima 4 Steam Game DHL Free Key Giveaway Septerra Core Giveaway GOG Game Beneath a Steel Sky Homefront Steam Game Free Key humblebundle Giveaway Knightshift Steam Game DHL Free Key Giveaway Giveaway Steam Game Free Key Total War Warhammer Free Origin Game Mass Effect 2 Giveaway Free Origin Game Syberia II Giveaway GOG Game Oddworld Free Giveaway Steam Game Free Key humblebundle Layers of Fear + Soundtrack Free GOG Game Worlds

Co czytać

 umizgał się do Kamy, która bardzo życzliwie przyjmowała jego. zaloty! Ponieważ nie wypadało mu sprowadzać do siebie fenickiej kapłanki, więc pewnego dnia wysłał do niej list, w którym donosił, że chce ją zobaczyć, i pytał: kiedy go przyjmie? Przez tego samego posłańca Kama odpowiedziała, że będzie czekać na niego dziś wieczorem. Ledwie ukazały się gwiazdy, książę w największej tajemnicy, według swego przekonania, wysunął się z pałacu i poszedł. Ogród świątyni Astoreth był prawie pusty, szczególniej w okolicach otaczających dom ka- płanki. Dom był cichy i paliło się w nim zaledwie parę światełek. Kiedy książę nieśmiało zapukał, kapłanka otworzyła mu sama. W ciemnym przysionku ucałowała mu ręce szepcząc, że umarłaby, gdyby wtedy, w cyrku, rozjuszone zwierzę zrobiło mu jaką krzywdę. -    Ale teraz musisz być spokojna - odparł z gniewem następca - skoro ocalił mnie twój ko- chanek... Kiedy weszli do komnaty oświetlonej, książę spostrzegł, że Kama płacze. -   Cóż to znaczy?