ROZDZIAŁ DWUNASTY Po wizycie u Sargona dwaj święci mężowie, Mefres i Mentezufis, okrywszy się starannie burnusami wracali zamyśleni do domu. - Kto wie - rzekł Mentezufis - czy ten pijak Sargon nie ma słuszności co do naszego na- stępcy?.. - W takim razie Istubar będzie miał lepszą słuszność - twardo odpowiedział Mefres. - Jednak nie uprzedzajmy się. Trzeba pierwej wybadać księcia - odparł Mentezufis. - Uczyń to, wasza cześć. Istotnie, nazajutrz obaj kapłani, z bardzo poważnymi minami, przyszli do następcy prosząc go o poufną rozmowę. - Cóż się stało? - zapytał książę - czy znowu jego dostojność Sargon odbył jakie nocne po- selstwo? - Niestety, nie chodzi nam o Sargona - odparł arcykapłan. - Ale... między ludem krążą po- głoski, że ty, najdostojniejszy panie, utrzymujesz ścisłe stosunki z niewiernymi Fenicjanami... Po tych słowach książę zaczął już domyślać się celu wizyty proroków i krew w nim zaki- piała. Le
słuchając doznawał takich uczuć, jakby go przewracano na łożu wybitym sztyleta- mi i jeszcze - podkładano ogień. Mentezufis chciał podnieść się, namiestnik zatrzymał go. - Jeszcze słowo - mówił łagodnie. - Jeżeli Egipt jest tak słabym, że nie wolno nawet wspomnieć o asyryjskich daninach... Zadyszał się. - Jeżeli jest tak nędznym - ciągnął - to jakaż pewność, że nas nie napadną Asyryjczycy? - Od tego można zabezpieczyć się traktatami - odparł kapłan. Następca machnął ręką. - Nie ma traktatów dla słabych! - rzekł - nie zasłonią granic srebrne tablice zapisane ugo- dami, jeżeli za nimi nie staną włócznie i miecze. - A któż waszej dostojności powiedział, że u nas nie staną? - Ty sam. Sto dwadzieścia tysięcy ludzi muszą ustąpić przed trzystoma tysiącami. No, a gdyby Asyryjczycy raz do nas weszli, z Egiptu zostałaby pustynia... Mentezufisowi zapłonęły oczy. - Gdyby weszli do nas - zawołał - kości ich nigdy nie zobaczyłyby swej ziemi!... Uzbroil